wtorek, 6 grudnia 2016

Przy­jaźń poz­naję po tym, że nic nie może jej za­wieść, a praw­dziwą miłość po tym, że nic nie może jej zniszczyć.

  PIOSENKA

Ucieczka od wiecznie denerwującej matki i rodziny, która ciągle dopytywała kiedy w końcu moje życie odzyska swój dawny blask, była w tym momencie jedynym sensownym rozwiązaniem. Nie chcąc  przebywać w swoim rodzinnym domu ani minuty dłużej szybko wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i torebkę i no właśnie... Tu zaczęły się schody. Stałam przy schodach u góry, gotowa do wyjścia i nie wiedziałam co dalej robić. Żeby dostać się do domku w górach musiałam wziąć klucz, który mieli rodzice.
-Cholera.-zakłam szpetnie. W tym domu było to nie do pomyślenia. Mimo dwójki chłopaków-sportowców i ojca trenera mama nigdy nie przepuściła komuś tego, że przeklął w jej domu.  Tak samo jak spędzenie świąt gdzieś z dala od rodziny było gdzieś poza pomyśleniem dla mamy.
-A ty co przeklinasz? Chcesz żeby Gwiazdor się o tym dowiedział? Prezentów w tym roku nie będzie!-zaczął nabijać się ze mnie, mój ukochany braciszek. Stary baran, a zachowuje się tak samo jak mieliśmy po 7-8 lat. Lecz teraz, w sumie, spadł mi jak z nieba. Przecież on też ma klucze do tego domku!
-Marcinn- spojrzałam na niego oczami kota ze Shreka.-Masz przy sobie klucze od domku w górach?
-Mam.
-A dasz?-Wiedziałam, że łatwo mi z nim nie pójdzie. Będzie chciał czegoś w zamian.-Zanim zapytasz co będziesz miał w zamian to możesz otworzyć swój prezent ode mnie. Jest u mnie w pokoju.-Wiecie co on zrobił? Poleciał jak małe dziecko do mojego pokoju, by ten prezent otworzyć. A ja stałam jak taka debilka czekając na ten klucz. W końcu po kilku minutach się doczekałam tego klucza. Schodząc po schodach rzuciłam jeszcze:
-Tylko nikomu nie mów, że wiesz gdzie jestem.-powiedziałam i już mnie nie było.

Prawie 3 godziny później byłam już na miejscu. Po drodze wstąpiłam jeszcze do jakiegoś sklepu by zaopatrzyć się w jakieś jedzenie. W końcu miałam tutaj spędzić kilka najbliższych dni. Obładowania siatkami ruszyłam do domku. Gdy chciałam go otworzyć okazało się, że jest on otwarty! Ostrożnie weszłam do środka i już chciałam krzyknąć czy ktoś tam jest gdy zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Gdy przyjrzałam mu się uważniej okazało się, że jest to Grzesiek.
-Co ty tu robisz?!-wykrzyknęliśmy prawie jednocześnie. Gestem nakazał mi odpowiedzieć pierwszej.
-Przyjechałam odpocząć. A ty?
-Uciekłaś z rodzinnych świąt?! Jak mniemam twoja mama jeszcze nie wie, bo już by tu była z całą armią, żeby ściągnąć cię z powrotem do domu. Nie mogę, panna Lijewska uciekła z domu!-I zaczął się głośno śmiać.
-Zabawne. A co ty tu robisz? Nie powinieneś być teraz w domu? U mamusi.
-Już się dosyć nasiedziałem i nasłuchałem co powinienem robić-spoważniał. Wszyscy wiedzą najlepiej jak mam o ciebie walczyć. Ciągle tylko słuchałem jaka to jesteś niezwykła i twarda, że wytrzymałaś ze mną.
-A klucze skąd miałeś?-przerwałam mu ten wywód. Nie chciałam znowu słyszeć o tym, dlaczego nie jesteśmy razem.
-Krzysiek mi dał. Powiedział, że mogę w każdej chwili przyjeżdżać, bo nikt tu nie ma zamiaru zaglądać.
-Czyli wychodzi na to, że tylko ja nie mam kluczy...
-Nie licz na to, że mama ci pozwoli dorobić jeszcze komplet jak się dowie, że cię nie ma w domu.
-Pewnie mnie wydziedziczy, ale jakoś się nią nie przejmuje. Muszę w końcu odpocząć.Tak więc jeśli pozwolisz pójdę do swojego pokoju i trochę się ogarnę. -Nie czekając na  jakąkolwiek odpowiedź Grześka ruszyłam do pokoju, w którym odkąd pamiętam spałam gdy tu przyjeżdżałam. Jak się okazało był on zamieszkany przez Grzegorza. Nie powiem, wkurzyło mnie to niesamowicie. Chcąc pokazać mu, że dla mnie nie ma to żadnej różnicy czy śpimy osobno czy nie, postanowiłam się rozpakować. Po relaksującej kąpieli w wielkiej wannie, chyba do niej tak uwielbiam przyjeżdżać, ubrałam się w wygodne ciuchy i biorąc książkę udałam się do salonu. Jak zawsze w kominku palił się ogień. "Soł romantiko"- jakby powiedziała moja bratowa. Grześka nigdzie nie widziałam, dlatego usiadłam się wygodnie na sofie przykrywając się kocem.

-Zostaw, czytam...
-Śpisz.
-Nie prawda!-próbowałam jakoś poprzeć swoje słowa, lecz na marne. Moje oczy znowu ciężko opadły.

Chciałbym ją przytulić. Tak po prostu. Jak robiłem to dotychczas, codziennie. Uwielbiała to. Ja zresztą też. Przez jeden głupi błąd nie mogłem tego zrobić. Ale czy coś się stanie, gdy zrobię to teraz gdy śpi? 

Rodzinny dom panny Lijewskiej
-Marcin nie widziałeś może Olki? Mieliśmy razem ubierać choinkę, a jej nie ma.-zapytał Krzysiek swojego starszego brata Marcina.
-Pojechała do domku w górach.
-Co?! Skąd niby miała klucze? Przecież mama by jej nie dała!
-Ja jej dałem..
-Czyś ty zwariował? Przecież tam jest Grzesiek! Oni się tam pozabijają!-zaczął lamentować Krzysiek.
Głośne krzyki Krzyśka nie mogły pozostać obojętne przez mamę. Wpadła ona jak burza do salonu domagając się wszystkich informacji gdzie jest jej córka i dlaczego jest tam z Grzegorzem. Panią domu zdołał uspokoić dopiero senior rodziny mówiący, że jego córeczka jest dorosła i wie jak radzić sobie z facetami.

Dlaczego coś mnie przygniata? Z takim pytaniem obudziłam się jakiś czas później. Z tego co udało mi się zobaczyć kątem oka za oknem było już ciemno. W domu mama już pewnie zorientowała się, że mnie nie ma. Mam tylko nadzieję, że Marcin się nie wygadał, gdzie jestem. Chciałam mieć w końcu trochę spokoju od tych jej dobrych rad. Zresztą nie dziwię się Grześkowi, że też wyjechał z własnego domu. Nasze matki jak się na coś uparły to potrafiły tak długo nas męczyć aż się na to nie doszło do skutku. No właśnie Grzesiek, ciekawe gdzie on jest. Po raz kolejny otwarłam oczy i zobaczyłam, że Grzesiek obejmuje mnie mocno w pasie. Tak jak robił to zawsze. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wielu wspólnych chwil, gdy Grzesiek wracał do domu po meczach wyjazdowych, albo gdy kibicowałam mu na hali. Zawsze to lubił. To poczucie, że niezależnie od wyniku jestem gdzieś blisko. W jednej chwili przypomniały mi się wydarzenia sprzed kilku tygodni, kontuzja Grześka. Mimo, że już nie byliśmy razem ciągle oglądałam wszystkie jego mecze. Cieszyłam się ze zdobytych bramek i smuciłam z powodu niepowodzeń. Moment, w którym doznał kontuzji był dla mnie straszny. Bardzo chciałam pojawić się koło niego, lecz wiedziałam, że nie mam już do tego prawa. Czekałam na jakieś wiadomości od Krzyśka. Niestety żadnych nie otrzymałam. W kolejnych meczach znów występował, cieszyłam się z tego. Do czasu aż kontuzja się nasiliła. Nadal się boje, że ta kontuzja może oznaczać koniec jego kariery. Niestety lata lecą i stajemy się coraz starsi. Dlatego teraz gdy oprzytomniałam zdałam sobie sprawę, że leżę na jego chorym barku.
-Grzesiek obudź się, twój bark.-Gdy zobaczyłam te zaspane oczy, nie mogłam dłużej się powstrzymać. Wszystkie emocje, które tak długo w sobie kłębiłam w końcu się ulotniły. Dałam im upust. Pocałowałam go. Tak samo jak za pierwszym razem i przez wszystkie kolejne. Namiętnie a zarazem zmysłowo. W jednej chwili to obudziło Grześka. Teraz znowu straciłam swój rozum. Liczył się tylko on. Nie przeszłość i przyszłość. Tylko tu i teraz. Jesteśmy razem i to się tylko liczy. Reszta jest nieważna.







To opowiadanie jest zagadką nawet dla mnie. Co się stało, że oni nie są razem? Nie wiem! I to daje wam możliwość wielu pomysłów, które bardzo chętnie poznam. 
Wiem, że bardzo dawno nic nigdzie nie publikowałam, ale to nie znaczy, że nic nie pisałam! Wręcz przeciwnie i już wkrótce mam zamiar zacząć nowe opowiadanie
Tymczasem życzę już Wesołych Świąt :*

P.S. do napisania po nowym roku