piątek, 3 lipca 2015

Amantium irae amoris integratio-kłótnie kochanków umacniają ich miłość.

 PIOSENKA

Ubieracie się w ciszy. Jak zawsze Nigdy dużo ze sobą nie rozmawialiście. Chyba, że jęki można nazwać rozmową. A tych było dużo. W końcu wasz sex jest wspaniały. Spotykacie się kiedy macie na to ochotę. Czasem jest to codziennie, a czasem raz w tygodniu. Nie było jeszcze momentu, że robiliście coś innego niż sex. Zawsze to samo. Krótki sms z miejscem i godziną spotkania, później gra wstępna i ten spaniały sex. On za każdym razem smakuje inaczej. Jest lepszy. Od samego początku tylko to się dla was liczyło. Nic innego. Czysty sex bez zobowiązań.

Żadnych uczuć. Podstawowa zasada. Obydwoje zawsze byliście niezależnymi ludźmi. Nic w tej kwestii nie miało się zmienić. Miałaś swoje życie. On również. Dziewczynę, która go kocha i chce spędzić z nim resztę życia. Czułaś się z tym dziwnie mimo, że wiedziałaś o tym od początku. Jeśli jemu to nie przeszkadzało to niby czemu tobie miało. Ty przed nikim nie musiałaś się spowiadać co robiłaś w tym czasie gdy byliście razem. On natomiast miał tą, której z każdego wyjścia musiał się wytłumaczyć. Nie interesowało cię jak to robił. Po prostu miał być, a nikt inny nie miał o tym wiedzieć. Był to wasz sekret.

Wszystko zmieniło się, gdy, po jednym z meczy, zobaczyłaś z jaką zachłannością wpija się w wargi swojej dziewczyny. Poczułaś wtedy zazdrość. Zaczęło ci na nim zależeć. Gdy wieczorem przy butelce wina rozważałaś swoje zachowanie doszłaś do wniosku, że powinnaś to zakończyć. Do gry weszły uczucia, których nie miało być. Mimo to nie podjęłaś decyzji o rozstaniu.

Czekałaś. Tylko sama nie widziałaś na co. Z każdym spotkaniem coraz bardziej się do niego przywiązywałaś. Tylko, że on ciągle był taki zamknięty w sobie. Niedostępny. Wiedziałaś, że on nie zostawi swojej dziewczyny dla ciebie. Mimo to ciągle byłaś na każde jego zawołanie.

Czas leciał. Lotos Trefl wygrywał mecz za meczem, a Mateusz był głównodowodzącym tego okrętu. Spisywał się świetnie. Byłaś z niego dumna. Po wygranym meczu finału Pucharu Polski byłaś strasznie szczęśliwa. Miałaś ochotę rzucić się w jego ramiona. I nigdy ich nie opuszczać. Jego dziewczyna akurat wyjechała gdzieś na weekend więc można powiedzieć, że miałaś go całego dla siebie. Gdy chciałaś do niego podejść i mu pogratulować zobaczyłaś koło niego Zosię Gacek. Przystanęłaś i obserwowałaś ich udając, że pilnie czytasz statystki z meczu. Mateusz okazał się strasznie cierpliwy i taki kochany. Chwyciło cię to strasznie za serce. Chciałaś... No właśnie co chciałaś? Żeby to był obraz waszej rodzinnej sielanki? Szczęścia i miłości, której on ci nie da? Cały czas, gdy trwało rozdanie nagród, biłaś się z myślami. Postanowiłaś. To będzie wasza ostatnia wspólna noc. A potem każde pójdzie w swoją stronę.

Cały zespół Lotosu sukces świętował w jednym z Gdańskich klubów. Alkohol lał się strumieniami. Nigdy nie przypuszczałaś, że ci dwumetrowcy mogą tyle wypić. Mateusz udawał trzeźwego, gdy wychodziliście z klubu, lecz mimo to wiedziałaś, że ledwo trzymał się na nogach. Gdy wsiedliście do taksówki, zaraz zasnął, nie podając swojego adresu zamieszkania. Jako, że ty tego nie wiedziałaś, poprosiłaś taksówkarza by odwiózł was do ciebie. Mateusz przebudził się, gdy dojeżdżaliście do twojego osiedla. Weszliście do twojego mieszkania. Było tak tam cicho i spokojnie. Twój bezpieczny azyl. Położyłaś klucze oraz torebkę na szafce. Odwróciłaś się w stronę Mateusza chcąc pokazać mu gdzie będzie spał, lecz on wyprzedził cię zanim zdążyłaś wykonać jakikolwiek ruch i wpił się zachłannie w twoje wargi. Całował cię jak opętany. Jakbyś była ostatnią kobietą na ziemi. W dodatku jego kobietą. Nic się dla was nie liczyło. Byliście tylko wy dwoje, spragnieni swoich ciał. Pokierowałaś go do swojej sypialni. Tą noc po raz pierwszy spędziliście razem. Żadne z was nigdzie się nie śpieszyło. Nie liczyła się przeszłość, ani przyszłość. Tylko tu i teraz.

-Mateusz z nami koniec.-musiałaś to powiedzieć. Tak, akurat teraz gdy po raz pierwszy siedzieliście w twojej kuchni i jedliście śniadanie.Mało co nie zakrztusił się kawą, którą pił notabene z mikowego kubka. Nie chcąc mieć trupa w postaci siatkarza, który siedział w twojej kuchni w samych majtkach, wstałaś ze swojego miejsca i energicznie poklepałaś go po plecach.
-Dlaczego?-wychrypiał po chwili.
-Bo nie potrafię się tobą dzielić. Chce cię mieć tylko dla siebie. Nie mogę patrzeć gdy jesteś z nią. - Zaskoczyło was kompletnie co powiedziałaś.

Siedzieliście w ciszy. Każde z was analizowało to co powiedziałaś chwilę wcześniej. Nie chciałaś się odezwać pierwsza. Bo co miałaś mu powiedzieć? Wszystko co ci leżało na sercu już zostało wypowiedziane. Teraz czekałaś na jego ruch.
-Co mam zrobić...
-Zachowaj się jak mężczyzna! -przerwałaś mu- Jesteś dorosły. Masz swój rozum. Tylko zapamiętaj jedno: ja już nigdy nie będę tą drugą.-Gdy to powiedziałaś udałaś się do swojej sypialni. Usiadałaś na łóżku i tak po prostu się rozpłakałaś. Gdy trochę się uspokoiłaś usłyszałaś trzask drzwi wejściowych. Wyszedł. Tak po prostu. O teraz znowu jesteś sama.

Odnajdywanie w dziecku cech faceta, którego kochasz jest za razem przekleństwem i radością. Dokładnie 21.01.2016r. w 25 urodziny Mateusza na świat przyszła wasza córka. Daria. Mała miała czarne, kręcone włosy i duże, brązowe oczy. Wykapany Mateusz. Nie mógłby się jej wyrzec. Oczywiście gdyby o niej wiedział. Uciekłaś. Tak jak on. Zrezygnowałaś z pracy i przeprowadziłaś się do Sopotu. Kontakt utrzymywałaś z Karoliną Gacek. I tylko ona wiedziała, że jesteś w ciąży. Raz przypadkiem zauważyłaś Mateusza siedzącego na plaży. Był taki przybity. Jakby nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Już chciałaś do niego podejść, lecz widząc trenera Anastasiego, który do niego podszedł, zrezygnowałaś. Byłaś nieszczęśliwa. Korzystając z tego, że miałaś karnet na mecze, dalej na nie chodziłaś. Zauważyłaś, że po meczach do Mateusza już nie podchodzi jego dotychczasowa dziewczyna. Czyżby z nią zerwał? Nie chcesz o tym myśleć. Masz dziecko i jesteś bardzo szczęśliwa. Nie wiesz co zrobisz gdy mała kiedyś zapyta o swojego ojca. Masz nadzieję, że do tego czasu ułożysz sobie z kimś życie.

Daria zazwyczaj grzecznie śpi i nie marudzi. Dzisiaj jest jednak inaczej. Zafundowała ci dzisiaj pobudkę o 5 i od tego czasu prawie nie przestaje płakać. Mierzyłaś już jej temperaturę, ale nic nie wyszło. Kolki też nie ma, bo wypróbowałaś wszystkie metody, by się jej pozbyć. A na ząbkowanie było jeszcze za wcześnie. Byłaś bezsilna. W przypływie pewnego pomysłu wzięłaś telefon i napisałaś sms'a.
"Ogrodowa 12 Sopot Przyjedź jak najszybciej. Magda."
Niedługo później usłyszałaś dzwonek do drzwi. Nie bacząc na konsekwencje otwarłaś je. Mateusz gdy cię zauważył z Darią na rękach zamarł. Myślałaś, że odwróci się i wyjdzie. Lecz on wszedł do środka, zamknął drzwi i ściągnął kurtkę. Odwróciłaś się w jego stronę. A on? Tak po prostu wziął od ciebie małą. Chwycił ją tak jakby robił to codziennie. Daria gdy tylko zorientowała się, że nie jest już w twoich rękach zamilkła i otworzyła oczy. Wpatrywała się w tego wielkoluda z takim zaciekawieniem. Mateusz zachowywał się jakby był u siebie. Poszedł do salonu i na rozłożonej kanapie położył małą. Sam usiadł obok. Ty ciągle stałaś jak zaczarowana. Nadal nie wierzyłaś, że znowu wpuściłaś Mateusza do swojego życia.
-Chciałem cię wtedy zapytać co mam zrobić żeby z tobą być. Postanowiłem z nią zerwać. Chciałem ci o tym powiedzieć, a potem poprosić o rękę. A ty zdążyłaś w tym czasie mi uciec. Szukałem cię wszędzie, ale nie przypuszczałem, że będziesz tak blisko.
-Myślałam, że mnie nie chcesz. O małej dowiedziałam się później.
-Dziecino, a ty myślisz, że czemu z tobą sypiałem? Kochałem cię od zawsze. Te lata, gdy się nie widzieliśmy jeszcze bardziej mnie w tym umocniły.
W jednej chwili pokonałaś dzielącą was odległość i wpadłaś w jego ramiona.
-Mika ty cholero nie szło tak od razu? Kocham cię.
-Jakiego ty języka uczysz nasze dziecko?-zapytał retorycznie i wpił się w twoje wargi.



Wielki powrót. 
Nie wiem dlaczego, ale w wakacje mam jakby większą wenę na party. Postaram się jak najwięcej dokończyć i dodać. 
Mam nadzieję, że jeszcze tu jesteście. Bo jeśli nie to kończę.
Czemu ciągle to wszystko musi się kończyć dobrze?
Wypowiedzcie się jakoś. 
Pozdrawiam :*


niedziela, 12 kwietnia 2015

Kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest.

-Hubert?
-Inga?
-Niech cię uściskam. Ile my się nie widzieliśmy?
-Będzie już z 8/9 lat. Od zdania matury.-Czyli reasumując od waszego rozstania. Każde z was poszło w swoją stronę i chyba jakoś się spełnia w tym co chciało robić.
-Kupę lat.-posłałaś mu ciepły uśmiech.
-A co ty tu robisz?-zaciekawił się.
-Na mecz niestety nie przyjechałam, chyba, że jakimś cudem uda mi się wyrwać.
-Nadal wielka kibicka Lecha?
-Ma się rozumieć. Czasami wpadam na wasze mecze.
-Ja już sobie ciebie wyobrażam jak nie możesz przyjechać, bo pracujesz.-zaśmiał się.-Laptop lub telewizor z meczem, dookoła porozwalane przedmioty, które tak naprawdę są ci potrzebne, a ty mimo braku czasu siedzisz i nam kibicujesz. Mam nadzieję, że mąż z tobą wytrzymuje.
-Nie jestem mężatką. Daniel nie wytrzymał moich wszystkich fobii i zwiał.-uśmiechnęłaś się blado.-A to zawsze ja chciałam zwiać z pod ołtarza. Nie udało mi się bo on to pierwszy zrobił.
-Przykro mi.
-Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mogłam się w końcu wyprowadzić z tej durnej Warszawy. Brakowało mi Poznania, ale Gdańsk to moje miasto. Codzienny widok na morze i dostęp do plaży.... Po prostu żyć nie umierać. A gdy mam dość to mogę przyjechać tu. Zresztą i tak ciągle jestem w rozjazdach więc gdy wracam cieszę się jak dziecko.-uśmiechnęłaś się już szerzej.-A co u ciebie?
-Mam syna.-powiedział w zamyśleniu.-Igor. Ma 7 miesięcy. Jego matka zmarła tydzień temu. Teraz potrzebuje kogoś kto urządzi mi mieszkanie dla takiego malucha.
-Przykro mi.
-Niepotrzebnie. Nie byliśmy razem. Boże to była wpadka. Nie chciałem tego dziecka.-załamał się.-Ten wypadek to była moja wina. Pokłóciliśmy się. Zostawiła mi Igora, a ja powiedziałem, że się nim nie zajmę, bo mam trening. Zaczęliśmy się kłócić. Ona.... Wyszła była cała zdenerwowana. Chciałem ją zatrzymać, ale mi się nie udało. Wsiadła do samochodu. Chwilę później zderzyła się z innym samochodem. Zginęła na miejscu. Inga ja już mam tego dosyć. To całe poczucie winy mnie zżera. Nie nadaje się na ojca.
-Hubert nie mów tak. To z tobą chciałam mieć dzieci. Jesteś cudownym facetem i pewnie najlepszym ojcem jaki Igorowi mógł się trafić. Wiem, że zrobisz wszystko żeby był szczęśliwy.
-A jak mi się nie uda? Przecież ja mam treningi, mecze, wyjazdy. Po tygodniu czuje, że mam wszystkiego dość, a małego zaniedbuje.
-Hubert dasz sobie radę. Masz w końcu rodziców, przyjaciół, siostrę pomogą ci. Ja też ci pomogę.
-Dziękuje Inga.-przytulił cię mocno. Zawsze uwielbiałaś jego silne wysportowane ramiona, w których czułaś się bezpiecznie. Nikt nigdy nie zapewnił ci takiego bezpieczeństwa jak on w liceum. Myślałaś wtedy, że będzie tak zawsze. Niestety życie zweryfikowało wasze marzenia i plany by po latach spotkać się ponownie.
-Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Oboje możecie.-powiedziałaś ze łzami w oczach. Hubert po raz kolejny mocno cię przytulił. Zaraz albo się popłaczesz, albo go pocałujesz. Nie ma nic pomiędzy. Gdy chciałaś wykonać jakiś ruch drzwi od mieszkania otwarły się.
-Hubert już jesteśmy!-krzyknęła szatynka wchodząc. Gdy odwróciła się do ciebie przodem poznałaś ją. Była to młodsza siostra Huberta, Wiktoria.-Inga? Nie wierze własnym oczom? To naprawdę ty?- nie dowierzała. Pewnie gdyby by mogła rzuciła by ci się w ramiona. Zawsze miałyście dobry kontakt. Dostała nawet zaproszenie na twój ślub. I jako jedyna wspierała cię, gdy twoje przyjaciółki stwierdziły, że jesteś nikim skoro twój narzeczony uciekł sprzed ołtarza.-Hubert weź Igora, muszę się przywitać.-Właśnie dlatego, że trzymała Malca nie mogła się na ciebie rzucić. Lecz gdy ten znalazł się w bezpiecznych ramionach ojca Wiktoria rzuciła się na ciebie. I to dosłownie, bo prawie się przewróciłyście.
-Już mi więcej nie uciekniesz. Nie zaszyjesz się na tej swojej wyspie gdzie nie ma nawet zasięgu. Musimy w końcu pogadać.-powiedziała ci na ucho. Już chyba wiesz o co jej chodzi. To nie Daniel miał zerwać wasze zaręczyny tylko ty. Bo był jeden powód dla, którego nie była byś szczęśliwa z nim. Ciągle kochałaś Huberta. I to się chyba nigdy nie zmieni.
-Nie ucieknę.-przyrzekłaś.-Porwę cię do Gdańska.-powiedziałaś z uśmiechem, lecz na twojej twarzy nadal było widać łzy, które ciągle płynęły po twoich policzkach.
-Ej laski nie ryczeć mi tu.-nakazał Hubert, który ściągnął małemu kurteczkę.-Inga poznaj mój syn Igor.-Chyba, wbrew pozorom, po raz pierwszy widziałaś go tak uśmiechniętego. Wiesz, że to co się przed chwilą stało zostanie między wami. Ta rozmowa musiała dać Hubertowi dużo wiary w siebie.
-Cześć przystojniaku. Mogę?-zapytałaś. Hubert kiwnął tylko głową na znak zgody i podał ci małego. Jego wielkie szare oczka patrzyły na ciebie uważnie... A ty w tym momencie przepadłaś. Zakochałaś się w Igorze. Jest najcudowniejszym dzieckiem jakie widziałaś. Może dlatego, że jako pierwszy nie płakał, gdy wzięłaś go na ręce.
-Dobra kochani ja lecę. Niestety studia wzywają. Inga mam nadzieję, że nie wracasz dzisiaj. Musimy koniecznie pogadać.-ciszę przerwała Wiktoria. Chyba poczuła się nie zręcznie gdyż wasza trójka była jakoś dziwnie zahipnotyzowana.
-Jutro mam spotkanie w Gdańsku, ale myślę, że jeśli twój brat mnie zatrudni to będziemy miały dużo czasu do rozmowy.
-W takim razie trzymam kciuki. Igorek pilnuj ich żeby nic nie nabroili.-powiedziała i już jej nie było. Czułaś się lekko mówiąc dziwnie. Bałaś się tego uczucia, którego właśnie doświadczyłaś.
-Pokaż mi mieszkanie. Zobaczymy co z tego uda mi się wyczarować.-powiedziałaś dziwnym głosem, jakby nie swoim.
-Już nigdy więcej nie pozwolę ci uciec. Za bardzo mi na tobie zależy.-stwierdził Hubert.

Zwiedzanie mieszkania zaczęliście od salonu, w którym byliście. Następnie była kuchnia, 2 pokoje gościnne, z czego jeden miał być przekształcony w pokój Igora, łazienka i sypialnia Huberta, którą również chciał zmienić. Całą prezentację lokum miałaś Małego na rękach. Bardzo ci się to podobało.
-Nie jest ci za ciężko?-zapytał Hubert, gdy znaleźliście się z powrotem w salonie.
-To jest bardzo słodki ciężar.-odparłaś uśmiechając się do chłopaków.
-Musisz wracać?-zadał nie spodziewanie pytanie Hubert.
-Tak, jutro mam spotkanie.
-Przełóż je. Jutro mamy ostatni mecz sezonu. Poza tym to jest niedziela. Zresztą nie powinnaś tyle pracować.
-Przez najbliższe kilka dni mam masę spotkań. Muszę dokończyć kilka spraw w Gdańsku, żeby potem zająć się na spokojnie twoim projektem.
-Nie musisz się śpieszyć...
-Uważaj co mówisz, bo możesz nie mieć tego skończonego do rozpoczęcia nowego sezonu.
-Chrzanić to.-Podszedł do ciebie tak blisko jak tylko mu na to pozwolił Igor i zachłannie wpił się w twoje wargi. Gdy się do ciebie oderwał, oddałaś mu malca i zabierając swoją torebkę wszyłaś z mieszkania. Rozważałaś jego prośbę gdy jechałaś windą na dół. Potrzebowałaś trochę odpoczynku i jakiegoś meczu. Tylko, że to wszystko dało by ci morze. Kilka godzin czytania książki i kilka nowych pomysłów do projektów. Tylko, gdy mama się dowie, że jej kochana córeczka wpadła na tak krótko wpadnie w szał. Postanowiłaś najpierw zadzwonić do klienta i odmówić jutrzejsze spotkanie tłumacząc się sprawami rodzinnymi, a następnie napisać do Wiktorii z zapytaniem czy znajdzie dzisiaj czas na małe zakupy. W końcu jeśli nie masz dzisiaj wracać do domu to musisz kupić jakieś ubrania.

"Kiedy ja ostatni raz byłam na Bługarskiej?" z takim pytaniem zasiadłaś na trybunach w niedzielne popołudnie. Obok siebie miałaś wspaniałe towarzystwo: Wiktorię i Igora. Maluch, gdy tylko cię zobaczył wyciągnął radośnie rączki w twoim kierunku. Byłaś ciekawa kto był bardziej szczęśliwy: ty, że w końcu wybrałaś się na mecz czy Igor, któremu spodobało się siedzenie na twoich kolanach. Gdy zawodnicy wyszli na rozgrzewkę miałaś nadzieję, że Hubert nie będzie się patrzył w waszą stronę. Twoja obecność miała być niespodzianką i nagrodą za dobry sezon.
Gdy tylko rozległ się dźwięk gwizdka sędziego, oznaczający koniec meczu, chciałaś oddać Igora Wiktorii, lecz nie było jej koło ciebie. Zauważyłaś ją natomiast koło boiskowej murawy, gdzie wpijała się jednemu z lechitów w wargi. Nie wiesz jak się tam znalazła. Ale gdy odnalazłaś wzrok Huberta wiedziałaś, że nie wiedział nic na temat związku siostry ze swoim kolegą. Chcąc odwrócić jego uwagę pokiwałaś w jego stronę. Uśmiechnął się. Nim zdążyłaś się obejrzeć był już koło ciebie. Tym razem to ty wykonałaś gest w jego kierunku. Tak samo jak on wczoraj wpiłaś się w jego wargi. Gdy oderwaliście się od siebie powiedział:
-I tak jej nie odpuszczę, że nic mi nie powiedziała.
-Ale o kim ty mówisz?-zapytałaś przekornie.
-O mojej wrednej, małej siostrze. Nie powiedziała mi że będziesz na meczu.
-Sama o tym nie wiedziałam. Jeszcze chwilę przed meczem byłam gotowa wrócić do Gdańska. Brakuje mi mojego morza.-zasmuciłaś się.
-Chyba będziesz musiała się pogodzić z dłuższymi rozstaniami z tym swoim morzem. Chce cię mieć zawsze blisko siebie.
-A może to wy powinniście się przeprowadzić?
-Wiesz, że to nie będzie łatwe?
-Wiem, ale nie rozmawiajmy teraz o tym. No leć do nich.-dodałaś.-Podziękuj im za wspaniały sezon.


Ja w powietrzu czuję wiosnę i miłość u moich bohaterów, którzy są po przejściach.
Nie tak to miało wszystko wyglądać, ale mózg swoje, a palce swoje. Po raz pierwszy nie chciały ze sobą współpracować.No podobno już tego nie pamiętam.
Dzisiaj rocznicowo. Dokładnie rok odkąd jestem gdzieś tutaj i piszę.
Najchętniej poszłabym spać, ale za bardzo was tutaj kocham, żeby nie dodać tego rocznicowego parta. Na pewno będzie ciąg dalszy. Bo nie jestem teraz w stanie czegokolwiek sensownie napisać.
Za tydzień te przeklęte egzaminy. Grrrry....
Niech ktoś za mnie ogarnie wszystko na jutro.
Pozdrawiam i do napisania niebawem :*


niedziela, 15 marca 2015

Smutek widać w oczach.

Muzyka. Włączcie koniecznie. 

Drogi Krzysztofie. 

Zapewne jeśli to czytasz to znaczy, że mnie już tu nie ma. Coś poszło nie tak. Mam nadzieję tylko, że byłeś szczęśliwy i zajmiesz się naszymi dziećmi. Boje się tylko, że nie poznałam małej Dominiki. To dla niej walczyłam do ostatnich sił o swoje życie. Dla niej i dla twojej małej kopii. 3-letniego Sebastiana. Mam nadzieję, że wychowasz nasze dzieci na porządnych i mądrych ludzi, którzy będą cieszyli się z małych rzeczy. 
Tak jak przez ostatnie miesiące ja. 
Jest mi strasznie trudno pisać ten list, ale wiem, że nie mogę odejść bez pożegnania z tobą. Pewnie wydaje ci się to głupie i jesteś na mnie wściekły. Zamiast walczyć o swoje życie, chciałam urodzić naszą córeczkę. Ale wiedziałam, że jeśli mój czas nadszedł to po prostu umrę. Nie darowałabym sobie, że nie spróbowałam dać naszej córeczce życia. Mam nadzieję, że jej życie będzie wspaniałe i pełne miłości. Wierzę w to, że uda ci się ich wychować na wspaniałych ludzi. Ją i Sebastiana. Wspomnij czasem jakieś dobre słowo na mój temat. Chcę żeby mieli jakieś wspomnienia o mnie.
Ale nie zapomnij też o sobie. Potrzebujesz jakiejś osoby, która pomoże ci to wszystko ogarnąć. Kasia ci pomoże. Już ją o to prosiłam. Także jej nie odtrącaj. 
I nie odtrącaj też miłości. Jeśli poznasz jakąś kobietę, w której się zakochasz zaryzykuj. Nie bój się tej miłości. Będę cię tam z góry wspierać. Widocznie tak miało być. 
Bądź szczęśliwy. Naprawdę. Będę spokojniejsza tam u góry gdy będziesz dobrze grał i dawał dużo miłości naszym dzieciom. 
Za nas dwóch. 
Boje się. 
Jesteś gdzieś blisko mnie, gdy piszę ten list, a mimo to z niektórymi uczuciami muszę poradzić sobie sama. Twoja pewność, że wyzdrowieje czasem mnie zabija. Jestem za słaba na słuchanie twoich pocieszeń. Czasem nie mam siły walczyć. Przerasta mnie to wszystko. Czuje się mała i zagubiona. To wszystko to za dużo na mnie. Mam ochotę się poddać. W takich momentach wpadasz właśnie ty. I mimo tego, że powinieneś ciężko trenować na treningu, jesteś przy mnie. 
I nigdy ci tego nie zapomnę. 
Umiesz poprawić mi humor. Jesteś w tym doskonały. Pewnie gdybyś nie został siatkarzem, rozśmieszałbyś ludzi na scenie. Byłbyś idealnym  komikiem. Spełniałbyś się w tym.
Mam nadzieję, że równie dobrze spełnisz się w roli ojca. 


Kocham cię, twoja Iwona.





Kolejny raz zgniotłeś tą kartkę. Nie możesz już na nią patrzeć, ale jakaś dziwna siła nie pozwala ci jej wyrzucić ani spalić. Jest ona dla ciebie swego rodzaju talizmanem. Właśnie gdy pierwszy raz ją przeczytałeś w twoim życiu zaczęło się dziać dobrze.
Przeszczep ratujący życie twojej żony zadziałał, a Dominika urodziła się bez problemów. Twoja kariera również od tego czasu bardzo się wzmocniła. Zostałeś wymarzonym Mistrzem Świata i to na polskiej ziemi. To był jeden ze szczęśliwszych momentów w twoim życiu. Te najlepsze, najszczęśliwsze i najprzyjemniejsze dotyczą twojej rodziny, która sprawia ci wiele radości. Kiedyś bałeś się, że nie doczekasz starości. Że będziesz sam. Na szczęście czas twojej wspaniałej żony jeszcze nie nadszedł i spędziliście ze sobą kawał życia.
Każde z waszych dzieci poszło w zupełnie różne kierunki kształcenia. Sebastian został tak jak ty siatkarzem i podobno to on jest największym żartownikiem kadry. Podobnie tak jak kiedyś ty. Dominika natomiast została prawnikiem. Nie rozumiesz jak wytrzymuje ciągle taka poważna, ale jesteś z niej bardzo dumny. Z nich obojga. Cieszysz się że udało ci się z Iwoną wychować ich na porządnych ludzi.
Mimo upływu lat ciągle się kochacie. Jesteście dla siebie najważniejszymi osobami w życiu.

-Mamo! Tato!-do domu właśnie weszła Dominika, która głośno dawała wam o tym znać.
-Co tak krzyczysz?-zapytała Iwona.
-Jestem w ciąży! Będziecie dziadkami.-Gdy to usłyszałeś przypomniałeś sobie jak Iwona w podobny sposób powiedziała ci, że będziecie mieć dziecko. Cieszyłeś się wtedy jak wariat. Teraz też jesteś szczęśliwy. W końcu spełni się twoje kolejne marzenie. Zostaniesz dziadkiem, który u boku kochanej żony będzie rozpieszczał małego lub małą wnuczkę.

Będziesz szczęśliwy tak jak kazała ci Iwona. Razem z nią.


Tęsknię. 
Pamiętaj o mnie.
Kocham cię. 
Bądź szczęśliwy.



To coś powstało na wyrzucenie wszystkich emocji, które się we mnie zakumulowały. Oczywiście przypadkiem.
Miało się skończyć źle, ale chyba nie jestem jeszcze na to gotowa.
Złych (?) wiadomości ciąg dalszy. Robię sobie przerwę w pisaniu. W tym momencie priorytetem są testy. Ale chyba nie do końca, bo po prostu nawet jak chce pisać to coś mnie od środka hamuje. Musze zrobić z tym porządek. I w końcu się wyspać. 
Przepraszam.



niedziela, 25 stycznia 2015

"Kiedy wyeliminujemy niemożliwe, to co pozostaje choćby wydawało się zupełnie nieprawdopodobne, musi być prawdą."

 Piosenka

-Nienawidzę cię! Rozumiesz? Mam cię serdecznie dość! Zniknij raz na zawsze z mojego życia!
-Nie mogę, bo cię kocham.

Te słowa raz na zawsze zapadły w mojej pamięci. Mimo, że od zawsze się kłóciliśmy to jakoś potrafiliśmy się dogadać ze względu na naszego wspólnego przyjaciela, który bardzo cierpiał z powodu"naszego nieporozumienia". Kubiak po prostu chciał naszego dobra i chyba miał nadzieję, że kiedyś będziemy razem. Ale może od początku. Bartmana i Kubiaka znam od dziecka. Z Michałem dogadywałam się zawsze i mimo, że byłam dziewczyną to "pozwalał" mi chodzić z nimi w różne miejsca, gdzie się zawsze bawili. No i oczywiście pozwalał mi grać z nimi w siatkówkę. Z Bartmanem już tak łatwo nie było. Zawsze robił mi jakieś "testy" na wytrzymałość. No po prostu musiał mieć dowód, że dam sobie radę. Patrząc z perspektywy czasu stwierdzam, że on po prostu chciał mieć Kubiaka całego dla siebie. Żeby nie musiał go dzielić z jakąś dziewczyną. Gdy już wyrośliśmy z tych zabaw Bartman stał się wredny i to bardzo, ale starałam się go ignorować. Grali już wtedy w plażówkę,a ja od czasu do czasu jeździłam z nimi na zawody. Przegrali mecz więc Bartman musiał się na kimś wyżyć. Oczywiście wybrał mnie. Po raz pierwszy jego słowa zabolały mnie do tego stopnia, że płakałam cały wieczór. Myślałam, że Kubiak rozszarpie go na strzępy. Był cholernie wściekły. Do Bartmana nic nie dotarło i ciągle było tak samo. Tylko, że ja też nie pozostałam mu dłużna. Przy każdym spotkaniu jechaliśmy po sobie tak, że biedny Michał musiał wychodzić z pomieszczenia.
Po zdanej maturze trzeba było wybrać gdzie studiować. Padło na Warszawę. Wszystko przez mojego tatę, który stwierdził, że Michałek ma mnie pilnować. Taty chyba nikt nie poinformował, że pan Bartman jak cień podąża za Kubiakiem i nie dość, że będą grać w jednym zespole to jeszcze mieszkają razem. Na szczęście miałam osobne mieszkanie, bo chyba byśmy się pozabijali. Tak więc zostałam panią fizjoterapeutką. Chłopacy dostali propozycję gry w Jastrzębiu. Oczywiście Michałek wraz z moim tatą postanowili za mnie, że również się przeprowadzam i będę pracować razem z nimi w klubie. Czyli wyszło na to, że musiałam masować Bartmana. Nie było miło. Oj nie. Raz nawet ten debli oberwał ode mnie. Podbiłam mu oko. Mimo, że Kubiak mu współczuł to za jego plecami ciągle mi mówił, że bardzo dobrze zrobiłam, bo on już dawno by to najchętniej zrobił no, ale nie mógł. Trochę dziwnie by to wszystko wyglądało. Najgorsze było to, że jeśli chodzi o nasze relacje to było coraz gorzej. Już nawet się do siebie nie odzywaliśmy. Wszyscy byli do tego stopnia zdziwieni, że aż mój tata przyjechał zobaczyć to tu się stało. Oczywiście wszystko pod pretekstem meczu. Pewnego dnia nie wytrzymaliśmy i odezwaliśmy się do siebie. To była nasza największa kłótnia. I to właśnie wtedy padły te słowa. Chyba nie muszę wam mówić jaki przeżyłam szok. Akurat była końcówka sezonu. Chłopacy pojechali na kadrę i zostałam w Jastrzębiu praktycznie sama. Na szczęście zaprzyjaźniłam się z partnerką Michała więc aż tak nudno nie było. Uświadomiłam sobie w tym czasie dużo rzeczy. Najważniejszą było to, że kocham Bartmana. I wiecie co? Chciałam mu to powiedzieć, ale on spełnił moje życzenie i zniknął z mojego życia. Przeprowadził się do Rzeszowa i znalazł sobie jakąś dziewczynę-tak twierdzi Kubiak. Postanowiłam go sobie odpuścić. Niestety nadal się widywaliśmy. I nadal byliśmy tak samo dla siebie wredni. Kubiak wręcz szalał i nie chciał się już z nami spotykać. Bartman wyjechał z tą swoją laską, a Michał z Moniką zostali rodzicami. Na chrzestnych wybrali nas. Biedna Pola. Mieć takich chrzestnych to istna masakra. Ja bym się na jej miejscu zbuntowała. Kolejne spotkanie. Minęło ono na docinkach i miłej atmosferze. Obydwoje zakochaliśmy się w Poli. Ba nawet postanowiliśmy zrobić prezent młodym rodzicom i zająć się przez jeden dzień małą. Cały dzień minął magicznie i super, a starsza pani w parku powiedziała, że jesteśmy piękną rodziną. Mimo upływu tych dwóch lat nadal go kocham. Podobno rozstał się ze swoją dziewczyną. Ciekawe czy nadal te jego słowa są ważne. Po odwiezieniu małej do rodziców, którzy byli bardzo zdziwieni, że wszyscy są żywi, postanowiliśmy iść na pizzę. Po posiłku Bartman odprowadził mnie do mieszkania. Zaproponowałam drinka, a on ochoczo zgodził się. Po kilku głębszych Zbyszek stwierdził, że chciałby w przyszłym sezonie wrócić do Jastrzębia. Nie powiem strasznie mnie to zdziwiło, w końcu to pan Bartman ostatnio dostał opinię gracza na jeden sezon. No i nigdy jeszcze nie powracał drugi raz na stare śmieci.
-Ale dlaczego?-zapytałam.
-Bo chce naprawić to co zepsułem dwa lata temu.-odpowiedział i wpił się w moje wargi.
Spędziliśmy namiętną noc. Szkoda, że poranek nie był w żadnym stopniu taki sam. Obudziłam się sama w pustym domu. Myślałam, że po prostu poszedł do sklepu, ale niestety wyszedł i już nie wrócił. Zaczął się sezon reprezentacyjny, na który Bartman dostał powołanie, ale nie był obecny na żadnym meczu. Do mnie od pamiętnej nocy się nie odzywał. Nawet gdy był w odwiedzinach u Kubiaków nie wpadł z wizytą. Nie miałby zresztą po co. Nagle spadła na mnie informacja o tym, że Michał wyjeżdża. Myślałam, że mi serce pęknie. I co ja teraz bez nich zrobię? W końcu to z nimi najbardziej się przyjaźniłam.  Mam nadzieję, że szybko do mnie wrócą. Tak więc potrzebujemy przyjmującego, najlepiej z polskim obywatelstwem. Niestety o tej porze transferowych ruchów było niewiele.
Siedziałam sobie właśnie na moim małym balkonie i piłam kawę gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Niechętnie ruszyłam by je otworzyć. Zamarłam. Za nimi stał Bartman. Jeden zdecydowany ruch. Chciałam zamknąć drzwi i już nigdy na niego nie patrzeć. No właśnie chciałam, bo ten cymbał odczytał moje zamiary i nie pozwolił mi na to.
-Czego chcesz?-zapytałam ostro.
-Porozmawiać.
-My nie mamy o czym rozmawiać. Zmarnowałeś wszystko. Możesz już wyjść.
-Weronika, kocham cię. Proszę cię daj mi to wszystko wytłumaczyć.-zatrzasnęłam drzwi. Boże dlaczego my nie możemy być dla siebie mili? Albo inaczej dlaczego my nie możemy ze sobą normalnie porozmawiać? Nie chcąc się rozpłakać wybrałam numer Moniki. Może ona jakoś pomoże mi to wszystko ogarnąć? Niestety nie za bardzo pomogła, a ja pogrążyłam się w rozpaczy. Mimo, że chciałam wszystko ze Zbyszkiem  wyjaśnić to nie potrafiłam. Całe dnie leżałam w łóżku i płakałam. Wzięłam nawet trochę wolnego w pracy, zresztą i tak nie było za dużo co robić, bo tych kilku zawodników, którzy już trenowali, mogli spokojnie być pod czyjąś inną opieką. Wybawienie nadeszło dopiero na początku września, gdy Monika stanowczo wyciągnęła mnie na mecze Mistrzostw Świata. Kubiak chyba wszystko wiedział co się działo przez ostatni czas, bo spojrzał na mnie surowym wzrokiem. Niestety miał za dużo czasu przed meczem, ponieważ podszedł do nas i po czułym przywitaniu z dziewczynami zrobił mi kazanie. I kazał porozmawiać z Bartmanem. On jest jakiś śmieszny. Ja z nim? Czarno to widzę.

Po powrocie do Jastrzębia musiałam się stawić na treningu. Wiedziałam, że w czasie mojej nieobecności kilku graczy dołączyło do zespołu, jednak nie spodziewałam się, że zobaczę w tym gronie Bartmana, który cały trening bezczelnie śledził każdy mój ruch.Gdy skończyłam masować wszystkich zawodników, którzy tego potrzebowali, drzwi do pomieszczenia otwarły się. Zobaczyłam w nich Bartmana.
-Czego chcesz?-zapytałam surowym głosem.
-Bark mnie boli. Mogłabyś mnie wymasować?
-Idź do Jarka ja już skończyłam.
-Ale on już poszedł do domu. Zostałaś mi tylko ty.
-Przykro mi, ale nie mam czasu. Śpieszę się.-próbowałam jak najszybciej wyjść z pomieszczenia i wrócić do domu, gdzie byłabym bezpieczna. Sama.
-Gdzie do pustego domu? Gdzie nikt na ciebie nie czeka.-bezczelnie ze mnie zadrwił.
-Jak najdalej od ciebie.-szepnęłam cicho. I zaczęłam zbierać wszystkie swoje rzeczy do torebki. W normalnych okolicznościach przebrałabym się ze stroju klubowego na jakieś normalne ciuchy, ale w tej sytuacji darowałam sobie to. Gdy już wszystko wzięłam próbowałam wyjść z pomieszczenia, lecz Bartman był szybszy i silniejszy, gdy chwycił mnie boleśnie za rękę.-Puść mnie!
-Nie. Nie uciekniesz mi już tak łatwo. Musimy porozmawiać.
-To ty uciekłeś nie ja. Przez tyle czasu się nie odezwałeś! Chciałam z tobą być. A ty znowu uciekłeś. Nienawidzę cię! Rozumiesz? Mam cię serdecznie dość! Zniknij raz na zawsze z mojego życia!-Dlaczego słowa, które powinny być dla mnie dobre tak bardzo ranią? Przecież ja go kocham. Sama siebie już nie rozumiem, lecz na szczęście moje przemyślenia przerwał Bartman, który powiedział:
-Nie mogę, bo cię kocham. Drugi raz już tego samego błędu nie popełnię. Kocham cię Weronika, rozumiesz? Już nigdy więcej się ode mnie nie uwolnisz.-No i chyba nie mam innego wyjścia. Tylko co będzie jak on znowu mnie skrzywdzi?


Mam ochotę napisać drugą część. W sumie zakończenie trochę na to wskazuje.Ale szaleje. W końcu coś trzeba robić żeby się nie uczyć na historię.
Rozdział z dedykacją dla mojej Weroniki.
Miśka pamiętam o tym rozdziale, nawet zaczęłam pisać(!), ale zapomniałam jak ma się skończyć. No po prostu ja.
Widzę, że was od pierwszego posta strasznie ubyło. Ciekawe dlaczego.
A może jakieś propozycje z kim następne party?
Pozdrawiam :*